Nigdy nie żałowałam, że urodziłam się kobietą. Lubię wyzwania, które stoją przed moją płcią. Jest jednak parę rzeczy, których zawsze zazdrościłam mężczyznom:
- Pewności siebie. Nawet wtedy, kiedy nie są w czymś najlepsi. Mężczyźni z reguły mają świadomość swoich mocnych stron, już w latach młodzieńczych. Kobiety, często lepiej wykształcone, czy z większym doświadczeniem zawodowym, potrafią wątpić w siebie, gdy ktoś poddaje je krytyce. Mężczyzna nie przejmie się tym tak bardzo, raczej pomyśli, że krytykujący to idiota.
- Zdrowego egoizmu. Mężczyzna nie będzie się poświęcał, dla samej idei, że społeczeństwo tego od niego wymaga. On mówi otwarcie, że chce pożyć dla siebie, czy wydać na siebie pieniądze, czy się wyszaleć za młodu. Jego czas wolny i jego hobby są święte. I nawet nie zwraca uwagi na ludzi w swoim otoczeniu, którzy twierdzą inaczej.
- Bycia ślepym na emocje. Mężczyzna rzadko się przejmie czyjąś miną, czy złym tonem głosu. Głównie dlatego, że tego po prostu nie widzi. Kobiety odbierają niestety wszystkie przekazy niewerbalne, i padają ofiarami zachowań pasywno-agresywnych i mobbingu ze strony innych kobiet.
- Umiejętności szybkiego odróżnienia prawdziwej miłości od innych uczuć. Mężczyzna nie zakocha się w kobiecie, bo się z nią przespał, bo w sumie jest fajna… bo to już te lata i chodzą ze sobą dłuższy czas, i rodzina naciska. On wie z reguły, czy to jest TA kobieta, czy jeszcze nie.
- Umiejętności nie komplikowania prostych spraw. MY zwykle będziemy roztrząsać za i przeciw, tworzyć różne wersje, kłócić się ze sobą i w siebie wątpić. Mężczyzna nie wiele myśląc, po postu to zrobi.
I oczywiście najważniejszego: UMIEJĘTNOŚCI SIKANIA NA STOJĄCO!
Szczurzyca