Sztuka zrywania

Większość dorosłych osób musiała kiedyś kogoś rzucić, albo sama była porzucana. Jak wiadomo żadna z tych opcji nie jest za specjalnie przyjemna.

 

Wiele lat temu, po kilkumiesięcznej separacji, dojrzałam do tego by oznajmić mężowi, iż chcę rozwodu. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, gdyż był osobnikiem narcystycznym, toksycznym, i upartym by nie pozwolić mi odejść.

Spotkaliśmy się w barze w centrum miasta. Nigdy nie zapomnę, jego zszokowanej miny, gdy zaproponowałam rozwód… bez orzekania o winie. Był święcie przekonany, że przyjechałam go błagać o wybaczenie!

Próbował mnie na zmianę zastraszyć (nie da mi rozwodu, popełni samobójstwo), zmiękczyć (jestem dla niego najważniejsza, kocha mnie nad życie), przegadać (co ja ci takiego zrobiłem? co ja ci takiego zrobiłem… ale co ja ci takiego zrobiłem?), oskarżać (na pewno masz kogoś, no przyznaj się masz kogoś), kończąc na przekupstwie (wróć, ja ci zapłacę!).

Po trzech godzinach słownych przepychanek, wstałam i skierowałam się na przystanek tramwajowy a mój prawie-już-były mąż podążył biadoląc za mną. Zawsze mówi się, że przyzwoitość nakazuje, by o zerwaniu poinformować osobiście. Jednak powyższy przykład wskazuje, że nie dotyczy to osobników niezrównoważonych. Wtedy spokojnie wystarczy wysłać email czy sms. Zaoszczędzimy sobie sporą dawkę nerwów.

 

Najbardziej epickie zerwanie przeżyłam, kiedy po zostawieniu pracy oraz znajomych, przeniosłam się do faceta, do kilkaset kilometrów oddalonego miasta. Miesiąc po moim przyjeździe, chłopak stwierdził że w sumie nie podoba mu się kraj, w którym mieszka, po czym zwinął manatki i wyjechał za granicę. Był bardzo zdziwiony, że nie zgodziłam się, by od czasu do czasu wpadał na okazjonalny seks.

Innym razem mężczyzna, z którym spędziłam noc… na drugi dzień mi się oświadczył. Musiałam mu na spokojnie wytłumaczyć, że nie, nie zostanę jego żoną. Nie, nie zamieszkamy razem. Nie, nie będzie następnej randki. Uwierzcie… widok płaczącego, rzucanego faceta nie należy do najprzyjemniejszych.

Często przy zerwaniu pada oklepane zdanie: zostańmy przyjaciółmi. I zazwyczaj nie jest to możliwe. Mi jednak się to udało. Poznałam kiedyś bardzo miłego człowieka. Po jakimś czasie obydwoje doszliśmy do wniosku, że to nie jest „to”.

Rozstanie kosztowało nas trochę nerwów, ale ciężkie okoliczności sprawiły, że zamiast się od siebie oddalić, byliśmy dla siebie cały czas wsparciem. Wraz z upływającym czasem przywiązanie przerodziło się w przyjaźń. Dziś obydwoje mamy swoje rodziny, utrzymująć kontakt w dalszym ciągu.

 

Tych kilka historii pokazuje, że zerwanie może się skończyć w różny sposób. Jedno warto pamiętać: to w jaki sposób ktoś zachowuje się przy zerwaniu… pokazuje jego prawdziwą naturę.

Szczurzyca

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s